Ostatnie dni łączyły w moim życiu radość, smutek i obawy zarazem...
Problemy i nieszczęścia moich podopiecznych, sytuacja w kraju i wiele innych rzeczy powodują, że tak ciężko jest przejść ulicą kiedy powiewają czarne wstęgi...
Tak sobie dzisiaj uświadomiłam, że ta tragedia pozwoliła mi odkryć w sobie pewnego rodzaju tożsamość narodową, coś co zawsze było dla mnie ważne, ale nigdy do tego stopnia...
Niestety jeszcze mocniej odczuwam indywidualne problemy moich dziecięcych rodzin... jakieś złe fatum wisi chyba, albo nie wiem co...
W takich oto okolicznościach znajduje się jednak też coś co mnie cieszy i raduje. Zaczynamy (a właściwie kończymy) pierwszy etap przygotowań do wspólnego życia :) Mam takie nerwy, że nie jestem w stanie ich opanować... a to jeszcze maaaaasa czasu...
Ciężko jest poradzić sobie z takimi rozbieżnościami, dlatego ucieszyłam się, jak dostałam "zlecenie" na kartkę ślubną. Ponieważ musiałam ją zrobić na "zaraz"
(razem z jeszcze jedną kartką, którą pokażę jutro, bo dzisiaj światło, a właściwie jego brak utrudnia mi to zadanie), kartka jest prosta, nieskomplikowana, ale mam nadzieję, będzie się podobała zamawiającemu...
(kwiatki i ćwieki jak zawsze ze sklepu od Endiego)
